Korea i Ukraina: nieznana historia koreańskiej mniejszości [WYWIAD]

Oleksandr Shyn

Korea jest bliżej, niż myślisz. W Polsce prawie nikt nie zdaje sobie sprawy, że na obecnie okupowanych przez Rosję terenach południowej Ukrainy żyje kilkadziesiąt tysięcy Koreańczyków, potomków zesłańców z Dalekiego Wschodu. Podczas gdy Polaków, Ukraińców, Bałtów i wiele innych narodów Związek Sowiecki deportował na wschód, mniejszość koreańską, zamieszkująca niegdyś rejony wokół Władywostoku, deportowano na zachód.

Historia Koryeo-saram, jak nazywa siebie ludność koreańska zamieszkująca kraje byłego Związku Sowieckiego (lub”Koryoin”, nazwa stosowana w Korei Południowej), to fascynująca mieszanka kulturowych i historycznych paradoksów. Ich migracja do przygranicznych z Koreą terenów Rosji rozpoczęła się w XIX wieku, w okresie upadku ostaniej koreańskiej dynastii Joseon i pogarszającej się w ich kraju sytuacji ekonomicznej. We wczesnych latach XX wieku mieszkało ich tam ponad 100 tysięcy. Niegdyś prężna mniejszość prowadząca własne szkoły i szpitale padła ofiarą paranoi Stalina: w 1937 roku, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy, całą społeczność deportowano do Azji Centralnej. W wyniku głodu i złych warunków śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy.

Przodkowie Oleksandra Shyna, mieszkającego na Tajwanie ukraińskiego aktywisty koreańskiego pochodzenia, byli jednymi z deportowanych. W naszej rozmowie opowiada o swojej tożsamości jako Ukrainiec i Koreańczyk, o historii i kulturze swojej rodziny i społeczności, jak i wspólnym doświadczeniu deportacji i rusyfikacji dzielonej przez wiele narodów.

Oleksandr na proteście. 2022 r.
Oleksandr przemawia na proteście przeciwko inwazji Rosji na Ukrainę. Tajpej, Tajwan, 2022 rok.

Dorota: Kiedy byłam w Chinach i w Korei, spotkałam dwie Koreanki z Rosji. Było to dla mnie dużym zaskoczeniem, nawet szokiem: historia Koreńczyków w Rosji jest w zasadzie w ogóle nieznana na świecie. Tym bardziej na Ukrainie, gdzie jak przeczytałam zamieszkujecie przede wszystkim na południu kraju.

Oleksander: Tak, ponieważ większość sowieckich Koreańczyków zajmowała się rolnictwem, a niewielu miało wykształcenie. W tym moi rodzice. W latach 90. nastąpiła ogromna migracja Koreańczyków z Azji Centralnej. Pewnie już o tym czytałaś. Zostali oni wcześniej deportowani w czasach stalinowskich do Azji Środkowej z rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Ja sam urodziłem się w Uzbekistanie, mieszkałem tam do pierwszego roku życia.

Byłeś już w Korei Południowej?

Tak, przez pięć lat.

Więc zdecydowanie znasz koreański. Nauczyłeś się go już w rodzinie?

Nasza społeczność mówi w dialekcie koreańskiego, który nazywamy Koryeo. Pochodzi z północno-wschodniej części Korei o nazwie Hamgyong, która graniczy z Władywostokiem i okolicznymi częściami Chin. Mamy wiele naszych własnych słów. Uczyłem się też koreańskiego w szkole średniej na Ukrainie. W Charkowie mamy jedną szkołę publiczną, dedykowaną kulturze i językowi koreańskiemu. Ludzie często myślą, że jeśli uczyłeś się koreańskiego, to musiałeś chodzić do eleganckiego prywatnego liceum na Ukrainie. Ale to była ukraińska szkoła publiczna, dostająca co prawda pewne fundusze od Korei Południowej, ale nadal można było tam uczyć się za darmo.

Uczyliśmy się koreańskiego jako pierwszego języka obcego, a potem angielskiego. Zabawne było to, że większość uczniów nie była Koreańczykami. Spośród 200 uczniów (szkoła była bardzo mała) tylko 15, 20 osób było etnicznymi Koreańczykami. Reszta to Ukraińcy, Gruzini, Wietnamczycy. Uważano ją bowiem za szkołę dobrej jakości, z dobrymi nauczycielami i funduszami ambasady Korei Południowej.

Interesowałeś się dłuższą historią swojej rodziny?

Mój tata wyjechał do Rosji zanim się urodziłem, ponieważ w latach 90-tych nie dało się znaleźć pracy w Uzbekistanie. Po moich narodzinach rodzice postanowili wyjechać na stałe i tak zamieszkaliśmy na Ukrainie.

A twoi dziadkowie?

Moi dziadkowie ze strony ojca mieszkali w Rosji, ze strony matki w Uzbekistanie. Ukraina była dla nich zbyt obca i nie zdecydowali się na przyjazd z nami. Pod względem etnicznym w Uzbekistanie było wszystko. Polacy, Grecy, Niemcy, Tatarzy krymscy. Kiedy zajrzałem do szkolnego albumu ojca, wszyscy ci ludzie byli potomkami zesłanych tam narodowości. Wszyscy mieli nierosyjskie nazwiska.

Koreańscy rolnicy w kolektywie Svedlov w prowincji Taszkient w Uzbekistanie. Wiosna 1980 r.

Zdjęcie: National Folk Museum of Korea.

Koreańscy rolnicy w kolektywie Svedlov.

.

Wyobrażam sobie, że Tajwańczycy zupełnie nie znają tej historii.  

W Korei jest to wiedza powszechna, którą uczy się w szkole. Jesteśmy dla nich „zamorskimi rodakami”. Czasami mówią o tym takim zabawnym, poważnym tonem: „och, czytałem o was w szkole!”, ponieważ wielu anty-japońskich koreańskich bojowników o niepodległość przeniosło się do Rosji podczas japońskiej kolonizacji Korei. Może więc moi przodkowie też byli bojownikami o niepodległość? Nigdy się już tego nie dowiem, ponieważ Związek Radziecki całkowicie wymazał naszą historię, a moi dziadkowie też nigdy nic o tym nie mówili.

Znam tylko kilka opowieści od mojego taty, który usłyszał je od dziadka. Na przykład o okropnych warunkach, w jakich moi dziadkowie byli deportowani do Uzbekistanu przed II wojną światową, w ciężkich czasach stalinowskich. Nie wiem, czy wiesz, ale Koreańczycy byli pierwszą mniejszością etniczną, która została całkowicie deportowana. W ciągu około miesiąca przetransportowano tysiące ludzi, i to w pociągach używanych do przewozu bydła. Wcześniej zrobili już podobne deportacje w Kazachstanie i w Karelii, ale to Koreańczyków wywieziono zupełnie w całości. To był jak trening, próba generalna.

Dlaczego Stalin zdecydował się na taki ruch akurat wobec was?

Spopularyzowana przez Sowietów wersja twierdzi, że chcieli zapobiegać działalności japońskich szpiegów. Co jest zupełnie bez sensu, bo przecież byli to ludzie, którzy sami uciekli przed Japończykami. Ale dla Rosjan najwidoczniej byliśmy tym samym. I zawsze tłumaczą się tak samo: zawsze mówią, że deportowali kolaborantów.

Koreańska rodzina rolników na rosyjskiej pocztówce, ok. 1900 rok.

Koreańska rodzina rolników na rosyjskiej pocztówce, ok. 1900 rok.

Zdjęcie: TheKoreaTimes.

.

Deportowali Tatarów krymskich, ponieważ mieli oni być „nazistowskimi kolaborantami”. Natomiast myślę, że prawdziwym powodem było to, że Koreańczycy mieszkający na dalekim wschodzie Rosji uprawiali tam ziemię. Wcześniej we Władywostoku nie było nic poza rosyjską placówką wojskową. Koreańczycy wykonali całą robotę, a następnie Rosjanie ich wyrzucili, nie pozwalając zabrać nic oprócz walizki, i wprowadzili na ich miejsce Rosjan. Postrzegam to jako czystkę etniczną. To właśnie zrobili we wschodniej Ukrainie po Hołodomorze. Po prostu zastąpili zagłodzonych Ukraińców Rosjanami.

Szczególnie pamiętam jedną z historii od mojego dziadka. Miał około 11 lat, kiedy został deportowany. Podczas wysiedlenia był tylko on i jego mama, która była w zaawansowanej ciąży. Byli gdzieś na łódce czy na rzece, nie wiem dokładnie, i ona w pewnym momencie zawołała mojego dziadka, dała mu tobołek owinięty w czerwoną szmatkę, i kazała go wrzucić do rzeki. Zajrzał do środka i zobaczył dwoje dzieci. I wyrzucił je do wody. Tata powiedział mi, że w kulturze Koryeo, kiedy rodzi się martwe dziecko, trzeba je pochować przy rzece. Moja prababcia urodziła więc martwe bliźniaki. Tata opowiadał też, że dziadek mieszkał w prymitywnych warunkach, w ziemiankach, a wywózka była jesienią, a wiadomo, że zima w Uzbekistanie jest straszna. Wielu z deportowanych zmarło. W tym samym czasie miały też miejsce represje wobec wykształconych Koreańczyków.

Moja rodzina przeprowadziła się na Ukrainę dopiero w 1996 roku, mniej więcej w podobnym czasie, kiedy Tatarzy krymscy wracali na Krym, ponieważ Ukraina to ułatwiała. Koreańczyków i Tatarów krymskich łączy podobna historia. Na przykład Jamala (ukraińska piosenkarka, która wygrała Eurowizję w 2016 roku z piosenką „1944”, opowiadającej o deportacji Tatarów krymskich- przyp. aut.) urodziła się w Kirgistanie. Kiedy jeździłem na letnie obozy w dzieciństwie, nieraz spotykałem Tatarów i mówiliśmy sobie: ,,o, urodziłeś się w Uzbekistanie, ja też” i tak dalej.

Wiktor Tsoj, charyzmatyczny lider popularnego rosyjskiego zespołu rockowego Kino, działającego w latach 80., był synem koreańskiego przesiedleńca z Kazachstanu oraz jednym z najbardziej rozpoznawalnych Koryeo-saram.

Zdjęcie: Line Today

Wiktor Tsoj

.

Dlaczego twoja rodzina zdecydowała się na Ukrainę?

Uzbekistan był zastałym ekonomicznie miejscem, zwłaszcza po upadku Związku Radzieckiego. Wielu Koreańczyków wolało przenieść się do europejskich części Związku Radzieckiego: europejskiej części Rosji i na Ukrainę, niektórzy udali się na Białoruś. Rosja i Ukraina miały najwięcej dostępnej ziemi. Na południu Ukrainy jest czarnoziem, który słynie z doskonałej jakości uprawnej. Na Ukrainie nie było dokładnego spisu ludności koreańskiej, ponieważ wielu z nas zachowało obywatelstwo uzbeckie. Rząd ukraiński oszacował naszą diasporę na 13 000 osób, ale ambasada Korei Południowej wyliczyła około 40 000 Koreańczykow w 2012 roku, głównie właśnie w południowej części kraju. Ale potem, w 2014 roku, po aneksji Krymu, wielu wyjechało do pracy w Korei Południowej.

Ponieważ nie przypadła im do gustu aneksja, czy…

… jej ekonomiczne konsekwencje. Dla ludzi zajmujących się rolnictwem na Krymie odcięty został rynek ukraiński, a Ukraina zamknęła również kanał wodny. Wyjechało też wielu spoza Krymu, w tym niektórzy moi krewni. W pewnym sensie ułatwiło to biznes tym, którzy pozostali, ponieważ zmniejszyła się konkurencja. Ale musisz wiedzieć, że kiedy radzieccy Koreańczycy wyjeżdżają do Korei Południowej, to nie jest wcale tak, że wracają do swojego kraju.

Wyobrażam sobie, że to może być nawet podobne odczucie, jak w przypadku Koreańczyków z Północy, którzy przedostali się na Południe.

Dzieci w przedszkolu w wiosce Koryeo-saram (Koryoin) w prowincji Gwangju

Dzieci w przedszkolu w wiosce Koryeo-saram (Koryoin) w prowincji Gwangju w Korei Południowej. Ilość Koryeo-saram imigrujących do Korei ciągle rośnie, głównie ze względu na wojnę na Ukrainie.

Zdjęcie: TheKoreaTimes

.

To prawie tak, jak Ukraińcy jadący do pracy do Polski: sowieccy Koreańczycy jadą do Korei Południowej na takiej samej zasadzie. To nie jest nasz kraj, jedziemy tam w celach zarobkowych, czyli na zarobichan. Oni przede wszystkim pracują, a nie się integrują. Dzieci oczywiście chodzą do miejscowej szkoły, ale to raczej obca, imigrancka społeczność. Niektórzy po prostu trafiają tam, bo są pieniądze, wszyscy mamy jakichś krewnych w Korei Południowej, którzy pracują od 12 do 16 godzin dziennie i w weekendy w fabrykach i zakładach. Prawie wszyscy, którzy stracili biznes na Ukrainie, wyjechali do Korei. Nie wiem też, ilu z nas tam zostało, zwłaszcza po nowej inwazji. Przy tej okazji Korea zaczęła też wydawać nam wizy humanitarne. Moi rodzice próbują teraz przedostać się do Korei przez terytorium Rosji, więc prawdopodobnie tam się z nimi spotkam.

Czy podróżowanie tam teraz może być dla nich niebezpieczne?

Zapewne istnieje ryzyko, ale wielu ludzi opuszcza okupowane terytoria właśnie przez Rosję, bo to jedyna droga. Wiele osób udaje się tak do Rosji i do Estonii i na Łotwę, a przez koreańską ambasadę w Moskwie można załatwić wizę do Korei.

Mogę spytać, z jakiej dokładnie części południa Ukrainy pochodzisz?

Nie chcę podawać za dużo szczegołów na ten temat, jako że moja rodzina żyje pod okupacją. Pochodzę z małego miasteczka nad Morzem Czarnym bardzo blisko wejścia na Krym, jest tam wielu Koreańczyków. Prawie w każdej wiosce znajdziesz kilka koreańskich rodzin.

Czy uważasz, że są kulturowo Ukraińcami?

To diaspora o swojej własnej kulturze. Niektóre nasze tradycje są ukraińskie, inne koreańskie, ale nie takie, jak w Korei Południowej. Mamy też sporo elementów kultury uzbeckiej, na przykład uzbeckie jedzenie, jak pilaw i szaszłyk. Z kuchni koreańskiej przede wszystkim sałatki. Ukraińcy nazywają teraz wszystkie sałatki marynowane w occie „sałatką koreańską”. Można je kupić w każdym ukraińskim supermarkecie. Przepis na ukraińskie sałatki koreańskie został opracowany przez radzieckich Koreańczyków. Na pewno znasz kimczi z Korei Południowej? Nasi przodkowie też mieli kimczi, ale w Związku Radzieckim nie było kapusty pekińskiej, więc zastąpiono ją marchewką.

Pigodi to rosyjsko-koreańskie bułki na parze z kapustą i mięsem. Morkovcha, czyli rodzaj kimczi opracowany przez Koryo-saram, to ostra sałatka z marchewki.

Zdjęcie: Ukrainer

Pigodi

Czy przypadkiem na Ukrainie nie ma polityka pochodzenia koreańskiego o podobnym jak twoje imieniu i nazwisku, czyli Oleksander Sin?

Tak (śmiech), ale jego nazwisko pisane jest inaczej. Mam przy tym nadzieję, że nie jesteśmy spokrewnieni, ponieważ należał on do partii, która została obalona w wyniku rewolucji w 2014 roku. Jest on znanym korupcjonistą i przez to niezbyt lubianym w środowisku koreańskim. Natomiast Witalij Kim to ktoś, kogo bardziej podziwiam. Stał się ulubieńcem narodu dzięki jego relacjonowaniu na Telegramie sytuacji na froncie Mikołajowa. Potrafi dać ludziom dużo nadziei. I jest Koreańczykiem. Może to jest mój krewny, mam nadzieję. Zanim bowiem przenieśliśmy się do Chersonia, mieszkaliśmy w Mikołajowie.

Witalij Kim

Witalij Kim to ukraiński polityk i od 2020 roku popularny gubernator obwodu mikołajowskiego. Artykuł o nim pojawił się m.in. w The New York Times.

Zdjęcie: People

Jak radzi sobie twoja rodzina w rejonie okupowanego Chersonia?

Mój brat miał studiować w Kijowie, ale nie może teraz wyjechać. Moja rodzina też nie chciała całkowicie porzucić domu. Wolą życie pod okupacją od bycia uchodźcą. Cała nasza społeczność podziela tę niepewność, więc było im łatwiej. Pod okupacją zostają zazwyczaj ci, którzy chcą walczyć, ci, którzy są apolityczni i ci, którzy są prorosyjscy. Ta ostatnia grupa to jednak zdecydowana mniejszość. Wiem to, bo całe życie tam mieszkałem. Chersoń to najbardziej ukraińska prowincja na całym południu. Już prędzej uwierzyłbym, że to Odessa stałałaby się częścią Rosji, a nie Chersoń.

(W lipcu 2022, kiedy rozmawialiśmy, miasto Chersoń nadal znajdowało się pod okupacją rosyjską. Zostało wyzwolone w listopadzie 2022. Tym niemniej jednak rejony przy Krymie, gdzie mieszka rodzina Oleksandra, nadal są okupowane.)

Czy w Chersoniu nie było jednak kolaboracyjnego rządu?

Owszem, ponieważ nasz rejon to bezpośrednia brama na Krym. Ludzie z Chersonia, którzy kolaborowali, informowali rosyjskie wojska o położeniu ukraińskich min i materiałów wybuchowych. Ukraiński wywiad także przeprowadził egzekucję niektórych z kolaborantów, w tym polityków. Jeden z nich przyjechał do Chersonia aż z Kijowa tylko po to, żeby współpracować z Rosjanami. Ale już go wśród nas nie ma.

Jak opisałbyś swoją tożsamość? Wyobrażam sobie, że Ukraińcy mogą nie patrzeć na was do końca jak na Ukraińców.

Zazwyczaj mówię, że jestem koreańskim Ukraińcem, z naciskiem na Ukraińca, bo jestem obywatelem Ukrainy. W języku chińskim określenie „koreański” czasami zawęża się do Korei Południowej, ale nadal jest łatwiej to powiedzieć Tajwańczykom, niż wyjaśnić, kim są Koryeo-saram.

Jak opisałbyś swój stosunek do Korei Południowej, zwłaszcza, kiedy tam mieszkałeś?

Generalnie wielu sowieckich Koreańczyków traktuje Koreę Południową jako coś bardzo drogiego, naszą historyczną ojczyznę. Wielu z nas, w tym ja sam, zwłaszcza, gdy byłem dzieckiem, nosiło w sercu ideał powrotu do Korei, bycia jej częścią. To był pewien nasz ideał. To tak, jak niektórzy starzy Tajwańczycy mogliby też powiedzieć, że pewnego dnia zjednoczą się z Chinami i tak dalej. Pamiętam też, że kiedy byłem dzieckiem, w naszej społeczności przeprowadzono ankietę, w której pytano, jaki procent naszych dochodów przekazalibyśmy Korei, gdyby zjednoczyła się z Północą i potrzebowała środków finansowych dla utrzymania tego ciężaru. I naprawdę wielu z nas byłoby gotowych przekazać na to darowiznę.

Po tym jednak, jak ja i moi przyjaciele pojechaliśmy do Korei Południowej, zdaliśmy sobie sprawę, że nasza historyczna ojczyzna tak naprawdę nie istnieje. Korea to teraz to dwa skrajnie różne kraje. Południe przy tym jest też zupełnie inne niż Ukraina czy Rosja. Łatwiej mi jest nawet rozmawiać z ludźmi z Tajwanu niż z stamtąd, bo mentalność w Korei Południowej jest jeszcze bardziej obca. Co prawda niektórzy z moich przyjaciół zintegrowali się tam bardzo dobrze, ale ja sam mieszkałem tam przez pięć lat i spotykałem się głównie z innymi Koreańczykami z zagranicy, a nie z tymi z Korei Południowej. Może też było tak dlatego, że przyjechałem tam już jako dorosły.

Bilboardy w cyrylicy w dzielnicy Dongdaemun w Seulu w Korei Południowej, gdzie zamieszkuje duża ilość imigrantów z Azji Centralnej.

Zdjęcie: Korea Expose

Dongdaemun

Odczułeś może, że patrzą na ciebie z góry? Słyszałam, że często skarżą się na to mieszkający w Korei Południowej uciekinierzy z Północy.

To zdarza się bardzo często. Po raz pierwszy odwiedziłem Koreę Południową w 2012 roku w ramach wymiany z zakwaterowaniem u rodzin koreańskich. I widziałem wyraźnie, że rodziny te wolały przyjmować u siebie dzieci z amerykańsko – koreańskich rodzin, lub z Australii, w skrócie z „białych” społeczności koreańskich, a nie z byłej Unii Sowieckiej czy z Chin. Oczywiście możliwość ćwiczenia angielskiego także grała dużą rolę, ale problem był też w tym, że nie wyglądamy i nie jesteśmy tacy, jak w Korei jest to lubiane. Pochodzimy z rolniczych rodzin, więc jesteśmy opaleni, a ciemniejsza skóra nie cieszy się w Korei popularnością.

Tymczasem amerykańscy Koreańczycy z Nowego Jorku byli bogaci i stylowi. Znali najnowszą muzykę i trendy, mówili odpowiednim językiem, znali też nowe koreańskie jedzenie, bo mieli możliwość odwiedzić Koreę już wcześniej. Tymczasem my, my byliśmy totalnymi obcokrajowcami, którzy tylko myśleli, że są Koreańczykami. Opaleni i mało rozeznani, nie wiedzieliśmy, o czym Koreańczycy lubią rozmawiać, nie rozumieliśmy ich kultury i grzeczności, nie kłanialiśmy się, gdy mówiliśmy „dziękuję” i tak dalej.

Pierwsze wrażenie jako dziecko było może nieco zbyt niegatywne i poprawiło się trochę w niektórych aspektach, kiedy zostałem tam na studiach i spotkałem więcej wykształconych dorosłych, ale jeśli chodzi o moją tożsamość, mój niegdysiejszy miesiąc miodowy zakończył się szokiem kulturowym. Zrozumiałem, że nie mogę i nie będę tym właściwym, ,,koreańskim Koreańczykiem”. W ich społeczeństwie jest również bardzo duża presja, nawet ta ich uprzejmość jest bardzo stresująca. Dlatego w pewnym momencie poczułem, że nie mogę tam spędzić mojego życia.

Ruch ukraiński w obliczu wojny był co prawda w Korei bardzo duży, bo Ukraińcy zorganizowali się tam bardzo szybko, ale mają oni mniejsze wsparcie ze strony rządu niż np. na Tajwanie. Tajwańczycy o nas dbają. A w Korei ludzie się tym wszystkim nie przejmują. Wśród moich znajomych w Korei Południowej nikt nie skontaktował się ze mną po wybuchu wojny, oprócz zaledwie dwóch osób. Co więcej, jeden z moich profesorów na moim koreańskim uniwersytecie jest znanym rusofilem. Korea ma duże kręgi rusofilskie i apologetyczne wobec Rosji w swoim środowisku akademickim. Jednak ja, jako Ukrainiec i etniczny Koreańczyk, nie mogę zaakceptować tego, co robi teraz Rosja.

Koryeoin w Gwangju

Grupa Koryeoin w Gwangju w Korei Południowej domaga się dostarczenia schronienia i pomocy dla koreańskich uciekinierów z Ukrainy. Listopad 2022 r.

Zdjęcie: TheKoreaTimes

Wiem, że sam jesteś bardzo proukraiński, ale czy uważasz, że taka postawa jest powszechna wśród społeczności koreańskiej na Ukrainie?

Zdarzają się osoby prorosyjskie i być może ta postawa jest bardziej popularna wśród Koreańczyków niż nie-Koreańczyków, ponieważ my nigdy nie byliśmy w pełni zintegrowani na Ukrainie. Na przykład moi rodzice nigdy nie nauczyli się ukraińskiego, mówią po rosyjsku. I nie potrzebujesz ukraińskiego, żeby przeżyć na Ukrainie. Ale postawy te bardzo się już zmieniły, i zdecydowanie widoczne jest proukraińskie przesunięcie, bo akceptacja przymusowej rosyjskiej okupacji to co innego, niż sama sympatia wobec Rosji. I naprawdę nie wyobrażam sobie, aby mój region mógł stać się Rosją. Nie mówimy też wcale czystym rosyjskim, tylko surżykiem, czyli językową mieszanką rosyjsko-ukraińską. Prorosyjscy Koreańczycy dominują też bardziej wśród starszego pokolenia. Poza tym to mniejszości najbardziej uległy rusyfikacji. Podobnie jak na Zakarpaciu jest wielu prorosyjskich Węgrów. Ormianie, Gruzini, wiele innych grup. Rozumiem ich. Byli mniejszością w obcym kraju i uważali, że ,,subskrypcja” wobec Rosji, mówienie po rosyjsku, czasem nawet przejście na prawosławie to po prostu lepszy wybór.

Koreańczycy oglądali rosyjską telewizję częściej niż Ukraińcy, ale jeśli Ukraina zakazałaby wtedy rosyjskich mediów, byłby to argument przeciwko niej. Mam jednak wrażenie, że ich nastawienie zmienia się na korzyść Ukrainy. Ja sam na przykład jestem teraz zniesmaczony faktem, że w czasach szkolnych kazali mi śpiewać rosyjskie pieśni zwycięstwa na 9 maja i maszerować z głupimi karabinami, ale nie było ani słowa o Hołodomorze. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz dla dzieciaków z mojej wioski organizowanoby parady na 9 maja. Jedyną słuszną częścią tego wydarzeia było tylko dawanie kwiatów weteranom, którzy i tak żyją i umierają w biedzie.

Interesujesz się historią Korei? Zapraszam tutaj.

2 Comments

Add a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *